Bunt Mas to fenomen cywilizacyjny opisany przez hiszpańskiego filozofa Jose Ortegę, w książce o tej samej nazwie. Jako zwolennik indywidualizmu, wierzący w merytokrację i uważający liberalizm za bezpośrednio związany z ideami wyższymi, obawiał się on, iż rozwój polityki masowej może poprowadzić cywilizację w kierunku przeciętności i tyrani większości.

Według Hiszpana zmiany w materialnych warunkach życia przeciętnego człowieka stworzyło sytuację, w której większość ludzi stała się nadmiernie roszczeniowa, tworząc nowy typ “człowieka masowego”, który to poprzez swój wpływ na współczesną politykę prowadzi cywilizację ku upadkowi. Przemyślenia Ortegi dla niektórych wydają się właściwą analizą zmian cywilizacyjnych z IXX i XX wieku dla innych jedynie histerycznym bełkotem zwolennika burżuazji. Prawda jednak jest nieco bardziej skomplikowana.
Masy i Człowiek Masowy
Człowiek masowy według Ortegi w swojej esencji nie jest wcale pomysłem oryginalnym. Pod niemal każdym względem przypomina on nam cechy ludzi, których przed Hiszpanem niemiecki filozof Friedrich Nietzsche (o którego poglądach przeczytać możecie w innym artykule na Politicus) nazywał “niewolnikami”, ma też w sobie pewne cechy innego nietzscheańskiego konceptu, czyli “Ostatniego Człowieka”. W obu przypadkach, co istotne, nie mówimy o faktycznych klasach społecznych, lecz konkretny typ “mentalności”, “moralności” lub “charakteru” osoby.
Ludzie tak określani według Nietzschego wyróżniali się “resentymentem”, który w dużym uproszczeniu możemy opisać jako emocjonalny sentyment usprawiedliwiający moralność opartą o czystą negację, tzw. moralność niewolniczą. Ludzie kierujący się resentymentem opierają swoje sądy moralne nie o twórczą asercję własnego działania, lecz o potępienie działania innych, np. wielu socjalistów bardziej skupionych jest na idei wrogości wobec burżuazji niż faktycznego budowania porządku socjalistycznego. Jeśli ktoś inny potrafi lub posiada więcej, to oceniany jest jako moralnie gorszy, a jego obowiązkiem jest odkupienie się poprzez skromne poniżenie i zrównanie z innymi.
Jose Ortega w swojej charakterystyce “człowieka masowego” szczególną uwagę zwraca na jego roszczeniowość. Masy nie doceniają pracy, która musiała być włożona w dobrobyt i demokratyczny system, który biorą za gwarantowany. Zamiast być usatysfakcjonowanymi i wdzięcznymi za to, co mają, wciąż domagają się kolejnych udogodnień, obarczając elity odpowiedzialnością za ich dostarczenie. Jednocześnie coraz mniej skłonni są słuchać rad i opinii autorytetów intelektualnych i moralnych, chcąc narzucić im zejście “do ich poziomu”. Podobnie również jak nietzscheański “Ostatni Człowiek” zainteresowani są jedynie ich egoistyczną satysfakcją w danym momencie i nigdy nie przejmują się ideami stawiania nad sobą wyższych celów, które poprowadziłyby cywilizację do postępu.
Ortega zaznacza, iż każda forma cywilizacji w historii w esencji musi być “arystokratyczna” tzn. posiadać jakąś elitarną mniejszość przewodzącą gnuśnym masom, podkreślając jednocześnie, że “arystokracja” nie odnosi się do grupy dziedziczącej majątek czy władzę polityczną, lecz posiadający charakter zdolny do pozytywnego wzbogacenia postępu. W ostatnich wiekach jednak wraz z rozwojem techniki i liberalnej demokracji wpływ “arystokracji” stopniowo maleje, podczas gdy siła “mas” rośnie.
Przedwczesne potępienie
Opis sytuacji cywilizacji w XX wieku przez Ortegę nie jest być może całkowicie błędny, co jednak nie oznacza, że nie posiada problemów i niedociągnięć. Po pierwsze, o ile trudno nie zgodzić się z potępieniem mentalności tzw. człowieka masowego, polegającego na moralności nieproduktywnej negacji i roszczeniowości, z którą zdecydowanie możemy spotkać się we współczesnej sferze kulturowej, to o wiele trudniej poważnie traktować wiele związanych z nim wywodów Ortegi. Przede wszystkim zwyczajnie niedorzeczny jest symplistyczny podział społeczeństwa na proste kategorie “produktywnej elity” i “leniwego, roszczeniowego plebsu”.
O ile światu nie brakuje roszczeniowych, upartych, przepełnionych resentymentem ludzi, to nie oznacza, że każdy, kto nie stawia nad własną osobą “wyższych idei” i wyciąga żądania wobec społeczeństwa, jest członkiem tej grupy. Pewne żądania mogą wywodzić się z potrzeb historycznie dyskryminowanych mniejszości, jeszcze więcej z problemów związanych z gwałtownie zmieniającą się rzeczywistością nowych technologii i coraz bardziej zażartego środowiska rywalizacji rynkowej.
Dodatkowo warto zauważyć, iż krytyka roszczeniowości mas, pod wieloma względami również odnosząca się do jej związku z powstawaniem ruchów faszystowskich i komunistycznych pod wieloma względami nosi znamiona łatwej wymówki tłumaczącej wzrost społecznych frustracji napędzających ówczesne ruchy totalitarne, bez potrzeby głębszej refleksji nad relacjami między materialnymi zmianami warunków życia różnych grup społecznych, kulturowymi uwarunkowaniami a ideologicznymi przekształceniami w tym okresie.
Tym samym Ortega popełnia tutaj kategoryczny błąd, jeśli za jego cel przyjmiemy opozycję wobec autorytarnych i totalitarnych populizmów, wybierając proste potępienie swoich oponentów zamiast głębsze zrozumienie ich genezy.
Altruistyczne Elity?
Warto też wspomnieć, że teza jakoby cywilizacyjny postęp napędzany był jedynie poprzez jakąś produktywną elitę zarządzającą masami, również jest raczej trudna do podparcia. O ile trudno nie poprzeć idei, iż pewna forma “intelektualnej arystokracji” niezbędna jest procesom rozwoju cywilizacji, to ta sama arystokracja niewiele znaczy bez pomocy “zwykłych ludzi”. Wielkie pomysły są nadzwyczaj cenne, jeśli jednak nie zostaną one przyjęte i zaaplikowane przez “ludzi reaktywnych” zostaną one zapamiętane przez historię jedynie jako ciekawostki służące hobbistycznemu spekulowaniu o alternatywnych kursach historii.
Warto również poddać krytycznej analizie idee “człowieka aktywnego” istniejącego w opozycji do “reaktywnego”. Ortega twierdzi, jakoby istniała jedynie pewna elita ludzi twórczych, ascetycznie ignorujących własny interes, z własnej woli, w imię wyższych celów, w przeciwieństwie do reaktywnej większości, która działa tylko ze względu na przymus zewnętrzny.
Tego typu teza ignoruje jednak fakt, iż ludzkie pożądania, nawet te altruistyczne, same w sobie nie wynikają przecież z żadnej wewnętrznej esencji, która załamując prawa przyczynowości, wybiera dane działanie w próżni.
Jak celnie zauważają myśliciele tacy jak Friedrich Nietzsche, Michele Foucault czy Gilles Deleuze i Felix Guattari, ludzkie irracjonalne pożądania mogą czasem wydawać się naszymi wewnętrznymi wyborami, ale w rzeczywistości zawsze są w jakiś sposób uwarunkowane niezależnymi od nas czynnikami. Dwaj ostatni dobrze obrazują ten fakt w swoim wspólnym dziele “Anty-Edyp” gdzie opisują świat jako sieć maszyn pozostających w wiecznej interakcji. (o ideach związanych z tymi filozofami przeczytać możesz w innym artykule na Politicus)
Aktywna “produkcja nowego” jest więc również fundamentalnie równie reaktywna co aktywna. Podobnie trudno uwierzyć w twierdzenie Ortegi jakoby jedynie skrawek społeczeństwa istniał więc w stałym napięciu, gdyż jak widać, o ile możemy zaobserwować różnice w sile wpływów różnych czynników na ludzkie zachowania i pożądania, to wszyscy jesteśmy im cały czas poddawani przez różnorakie kanały uwarunkowań ekonomicznych, biologicznych, kulturowych, politycznych i im podobnych. Fakt ten, tym samym poddaje w wątpliwość opisaną przez Ortegę prostą dychotomię między tzw. ludźmi szlachetnymi i masowymi.
Uzurpacja Mas czy Urynkowienie Władzy?
Warto wreszcie spojrzeć na związek między fenomenem jak nazywa go Ortega, “Buntu Mas” i politycznym systemem liberalnej demokracji. Hiszpan z jednej strony uważa liberalną demokrację za najlepszy system polityczny w historii, produkt wielkiego historycznego wysiłku intelektualnych elit. Z drugiej strony zauważa, że właśnie ten system pozwolił na decyzyjność opisywanym przez niego roszczeniowym masom.
Należy jednak spytać, czy sytuacja faktycznie jest dokładnie taka, jak opisuje ją hiszpański filozof. Czy dopuszczenie szerszych mas ludzi do posiadania wpływu na decyzje polityczne można opisać jako problem lub nawet błąd elit, który zagraża porządkowi liberalnemu? Czy może jest to jednak nieunikalna ewolucja podążająca logiką liberalizmu.
Brytyjski filozof Nick Land (o którego unikalnych poglądach można przeczytać w innym artykule na Politicus) w książce “Fanged Noumena” stawia tezę, iż ideałem polityki “burżuazyjnej”, czyli liberalnej zawsze było oddanie decyzyjności w ręce bezosobowych sił rynkowych, a nie poleganie na decyzjach ludzkich jednostek i partykularnych grup, nawet tych elitarnych. Stąd np. liberalne odrzucenie nacjonalizmów w imię systemów uniwersalnych, gdzie konkurenci ścierają się na tych samych zasadach. Należy się więc zastanowić czy pozorne “uspołecznienie” władzy w liberalnej demokracji w rzeczywistości nie przypomina bardziej “urynkowienia”.
Ortega stawia tezę, jakoby człowiek masowy w czasach współczesnych próbował wyrwać władzę intelektualnej elicie i skorzystać na niej bez chęci poświęcenia się w imię utrzymania cywilizacji, niczym pasożyt zabijający swojego nosiciela. Istnieje jednak również całkowicie inna perspektywa, z którą można spojrzeć na tę sytuację.
Stanowcza większość ludzi ma różne problemy, życia i zainteresowania, które niekoniecznie są związane z wysokimi ideami cywilizacyjnego postępu. Jednak każda władza, która ma powiązane z tym tematem ambicje, od zarania dziejów w pewnym stopniu wymaga źródła legitymizacji. W ostatnich latach wraz z rozwojem aparatu państwa i jego możliwości kontroli nieuniknionym była też potrzeba zwiększenia siły źródła legitymizującego rozszerzającą się władzę.
Im bardziej rozwinięta cywilizacja, tym więcej inwestycji “politycznego kapitału” potrzebuje, by się utrzymać. Ten polityczny kapitał z kolei nie może być uzyskany jedynie z “wysiłków intelektualnych elit”. Zamiast człowieka masowego, zobaczyć możemy człowieka konsumenckiego, który zainteresowany jest wymianą posiadanego w swoim poparciu politycznego kapitału na pożądane wyniki. Społeczne elity z kolei zamieniają się w rywalizujących o ten kapitał przedsiębiorców, próbujących sprzedać swoją wizję przyszłości na politycznym rynku, aby “sfinansować” swoją działalność ustanawiającą konkretny porządek polityki, ekonomii czy etyki.
Co więcej, człowiekiem konsumenckim nie jest jedynie jakaś pasywna większość społeczna. Różni ludzie, zależnie od talentów, zdolności czy społecznej pozycji posiadają zróżnicowane ilości politycznego kapitału, jednak każdy ma jakieś pożądania, za których spełnienie jest gotowy go wymienić. Nawet posiadające “przedsiębiorczą inicjatywę” elity również są przy tym konsumentami w kompleksowej sieci splątanych wymian politycznego kapitału, napędzanych różnorakimi pożądaniami.
Członków tej sieci nie można definitywnie nazwać “równymi”, jednak daleko tej rzeczywistości od prostej dychotomii “mas i elit” proponowanej przez hiszpańskiego filozofa. Ortega mógłby wysunąć oskarżenie, że tego typu układ promuje przede wszystkim tych, którzy są w stanie przekonać egoistyczną “klientelę” nieodpowiedzialnymi obietnicami. Warto jednak spytać, czy rywalizacja w promowaniu własnej wizji świata wśród ludzi, na których pracy i partycypacji nieuniknienie będzie ona polegać, samo w sobie nie jest stosownym filtrem oddzielającym faktyczne intelektualne elity, zaadaptowane do nowych warunków politycznych od niepragmatycznych marzycieli i idealistów.
Pod wieloma względami to oddanie decyzyjności w ręce bezosobowej polityczno-rynkowej rywalizacji, zamiast arbitralnych opinii nawet elitarnych ludzi jest nieuniknioną konkluzją liberalnych idei motywujących rządy prawa i trójpodział władzy. Dlatego też warto zadać pytanie, czy faktycznie mamy do czynienia z fenomenem “buntu” mas czy jedynie naturalnymi trudnościami wynikającymi z potrzeby zdobycia większego niż kiedykolwiek wcześniej politycznego kapitału utrzymującego większą niż kiedykolwiek strukturę politycznej cywilizacji, co musiało poskutkować sytuacją, w której coraz więcej ludzi domaga się coraz więcej w zamian za legitymizowanie coraz większego i bardziej kompleksowego systemu.
Ortega uważa, że te rosnące chciwe wymagania przeciętnego człowieka są czymś potencjalnie destrukcyjnym wobec cywilizacji, postulując, jakoby cywilizacja zbudowana została nie w imię zaspokajania ludzkich wiecznie rosnących pożądań, lecz altruistycznych ambicji ludzi o wyższych ideałach. Pod wieloma względami jednak można narzucić mu pod tym względem zwyczajną mitologizację historii. Czy rzymskie akwedukty i drogi zbudowano, dlatego iż tak nakazywały ideały elit, czy raczej dlatego, że dzięki nim dobrobyt imperium wzmacniał władzę tych, którzy nim zarządzali?
Stanowcza większość osiągnięć cywilizacyjnych nie wynikała z żadnych wyższych ideałów, lecz uwarunkowań faktycznych zysków tych, którzy je budowali, często związanych z zaspokajaniem rosnących potrzeb i chciwości mas. Chciwe pożądania zawsze były motorem rozwoju cywilizacji, często przy tym chciwość ta związana była bezpośrednio nie jedynie z ambicjami intelektualnych elit, ale bezpośredniej relacji między zyskiem i ambicjami elit a potrzebami i żądaniami większości ludzi. Z tego powodu idea, iż dziś masy stały się nadto pożądliwe, może być łatwo poddana w zwątpienie.
Bunt ignorantów czy era post-prawdy?
Ortega zwraca jednak również uwagę na aspekt “buntu mas”, który rzeczywiście jest czymś nowym. Zakwestionowanie autorytetów intelektualnych i moralnych, jest jednym z głównych problemów, z którym borykają się współczesne elity, po raz kolejny jednak warto zapytać, czy wywód Ortegi zbytnio nie upraszcza tego zjawiska.
Trudno się kłócić ze stwierdzeniem, iż współczesne społeczeństwo mniej poważnie traktuje autorytety, podobnie trudno przeczyć faktowi, że wpływ na to miała zmiana perspektyw związana z rozwojem techniki i polityki w IXX i XX wieku. W zwątpienie można jednak poddać tezę, jakoby stan ten wynikał jedynie z jakiegoś poczucia “naturalności” wszystkich osiągnięć cywilizacji. Wręcz przeciwnie, o ile nieodpowiedzialne myślenie o zdobyczach współczesności jako “oczywistości” jest pewnym czynnikiem, źródeł kryzysu autorytetów pod wieloma względami można upatrywać w zwątpieniu w coś, co jak dotąd wydawało się oczywiste.
Fenomen ten, powiązać można z wydarzeniem, które wspomniany już wcześniej Friedrich Nietzsche nazwał “śmiercią boga”. Wbrew powszechnej opinii nie chodziło mu tutaj jedynie o upadek powszechnej moralności i wiary religijnej, lecz, co ważniejsze, zakwestionowanie konsensusu, który od lat stanowił absolut prawdy.
Sam Kartezjusz, ojciec racjonalizmu w swoich wywodach zaznaczał, że wiarę we własne zmysły możemy zracjonalizować, pamiętając, iż nadał nam je dobrotliwy stwórca. Podobnie John Locke, stawiając podstawy idei praw człowieka, powoływał się na Boga, nigdy nie kwestionując możliwości jego niebytu. Nieuniknioną konkluzją kultury oświecenia i jej krytycznego kwestionowania była jednak śmierć koncepcji Boga jako oczywistości, a wraz z nim zniszczyliśmy świat, w którym mogła istnieć obiektywna prawda społeczna.
Jeśli możemy zakwestionować absolut i pierwszą przyczynę, nie istnieje aspekt życia, który w pewnym stopniu nie sprowadza się ostatecznie do asercji opinii. Fakt ten być może nie jest w czymś, z czego większość ludzi świadomie zdaje sobie sprawę jednak trudno zaprzeczyć, iż ideologiczny konflikt o to “co jest prawdą”, amplifikowanego przez rosnącą kompleksowość świata, jest charakterystycznym atrybutem współczesnej kultury.
Należy zapytać, czy to właśnie ta post-oświeceniowa kultura niepewności wobec prawdy, połączona z informacyjnym chaosem, w którym szum empirycznych faktów zastępuje metafizyczne i emocjonalnie rezonujące z ludźmi narracje nie są ważniejszymi czynnikami w upadku autorytetu elit intelektualnych, niżeli ignorancja wysiłku włożonego w dotychczasowy postęp. W dzisiejszych warunkach społecznych być może to właśnie zdolność zaadaptowania się do tej sytuacji i umiejętność udanego budowania, rezonujących z masami narracji przekonujących ich do danych działań, jest jednym z najważniejszych atrybutów prawdziwej elity.
Szkodliwe uproszczenie
W swoim dziele “Bunt Mas” opisując tytułowy fenomen, Jose Ortega stawia jasną tezę, iż ludzie w społeczeństwie nie są równi, nie tyle pod względem klasy społecznej, ile charakteru i talentów, które różnicują ich pod względem wartości dla cywilizacji. Hiszpan twierdzi przy tym, że cywilizacyjne zmiany, które zaszły w trakcie IXX i XX wieku stworzyły problematyczną sytuację, w której autorytet owych elitarnych członków społeczeństwa przeżywa kryzys, spowodowany zwiększeniem znaczenia tzw. człowieka masowego.
Pod wieloma względami trudno nie zgodzić się z Ortegą. Ludzie faktycznie nie są równi, nigdy nie byli i prawdopodobnie nigdy nie będą, społeczeństwo zawsze wymagało i najprawdopodobniej zawsze też będzie wymagało jakiejś grupy intelektualnie elitarnej, a cywilizacja współczesna boryka się z problemami dotyczącymi kryzysy autorytetu takowych elit.
Jednocześnie jednak analiza Ortegi dramatycznie upraszcza ten fenomen, który nazywa buntem mas. Hiszpan w sposób wręcz niedorzeczny dzieli ludzi na jedynie dwie ekstremalne kategorie gnuśnego człowieka masowego i heroicznego człowieka szlachetnego.
Opisując człowieka szlachetnego, Ortega popada w mitologizację historii, twierdząc, jakoby popychający postęp ludzie robili to z powodów altruistycznego pociągu do wyższych idei, ignorując wpływ materialnych i egoistycznych uwarunkowań ich działań, jednocześnie charakteryzując jego przeciwieństwo człowieka masowego jako niewdzięcznego i nad wyraz roszczeniowego, zapominając o istotnym udziale rosnących oczekiwań i potrzeb zwykłych ludzi w wielu cywilizacyjnych przełomach.
Sam fenomen buntu, w sposób, w jaki opisany jest przez Ortegę, również może budzić wiele wątpliwości. To, co Ortega opisuje jako nadmierny przypływ roszczeń wobec władzy, może równie dobrze być opisany jako naturalna konsekwencja rozrostu kompleksowości cywilizacji i państwa. Wraz z tym, jak cywilizacja staje się coraz bardziej zaawansowana, jej rosnące struktury wymagają coraz większej dozy legitymizacji, która uzyskiwana jest w zamian za zaspokajanie nowych pożądań społecznych.
Opisywany przez Ortegę upadek autorytetów również niekoniecznie jest spowodowany, jak twierdzi Hiszpan, jedynie ignorancją wysiłku potrzebnego, by utrzymać cywilizację, lecz nieuniknioną kulturową konsekwencją epistemologicznego chaosu spowodowanego oświeceniowymi odkryciami na temat tego, co jak dotąd uważaliśmy za oczywiste.
Na podstawie tego wszystkiego nasuwającym się wnioskiem może być stwierdzenie, że tzw. “Bunt Mas” wcale nie jest żadnym fenomenem, a raczej narracją zbudowaną wokół obserwacji cywilizacyjnych zmian w IXX i XX wieku. Dodatkowo niestety jest to narracja pod wieloma względami szkodliwie upraszczająca owe przełomowe zmiany i budująca łatwy do potępiania archetyp człowieka masowego, służącego jako wręcz mityczne ucieleśnienie wszystkich problematycznych tendencji społecznych.
O ile warto zaznaczyć, że opisywany przez Ortegę “człowiek masowy” nie jest w pełni bytem zmyślonym i definitywnie można zgodzić się, że jest to mentalność, która pozostaje żywa w naszej sferze kulturowej, o tyle obarczenie go odpowiedzialnością za większość problemów cywilizacyjnych współczesności czy nawet stwierdzenie, iż jesteśmy świadkami, wywołanej jego egoizmem, próby uzurpacji pozycji elit jest szkodliwym uproszczeniem odwracającym naszą uwagę od rzeczywistej natury i przyczyn problematycznych przemian z ostatnich 200 lat.
Bibliografia:
- J. Ortega – Bunt Mas
- F. Nietzsche – Tako Rzecze Zaratustra
- F. Nietzsche – Genealogia Moralności
- G. Deleuze, F. Guattari – Anty-Edyp
- N. Land – Fanged Noumena
- Kartezjusz – Medytacje o Filozofii Pierwszej
- J. Locke – Dwa Traktaty o Rządzie
- F. Fukuyama – Koniec Historii i Ostatni Człowiek