Od przeszło dwóch lat, dokładnie od 3 listopada 2020 roku, Partia Demokratyczna trzyma w swoich rękach władzę na Kapitolu, zarówno w Izbie Reprezentantów jak i w Senacie, a przede wszystkim w Białym Domu. W wielu krajach ich kadencja rozkręcałaby się dopiero na dobre, będąc dopiero w połowie lub nawet przed nią, a sami politycy nie zaprzątaliby sobie jeszcze głowy kolejnymi wyborami. W Stanach Zjednoczonych od co najmniej kilku miesięcy trwa jednak zażarta kampania wyborcza. Czas pierwszych rozliczeń jest bowiem nie za dwa czy trzy lata, ale jutro 8 listopada 2022 roku, w dniu pierwszych midterm elections, czyli wyborów połówkowych, Joe Bidena. Czy demokratom uda się już za kilkanaście godzin utrzymać władzę? Czy cała “niebieska” układanka posypie się jednak jak domek z kart? A może wyjdą z tego starcia zwycięsko, ale jak Pyrrus?

Jak to jest zrobione?
Mówiąc o zbliżających się wyborach nie można pominąć faktu, iż ustrój polityczny Stanów Zjednoczonych dalece różni się od dobrze znanego systemu, który obowiązuje w Polsce czy Republice Federalnej Niemiec. Poza różnicami wynikającymi z uprawnień i hierarchii ważności poszczególnych organów, różnią się one, na dobrze znanym tle europejskim, również sposobem wyłaniania, a więc systemem wyborczym. Ten oprócz jasno określonych terminów wyborów, które odbywają się zawsze w listopadzie roku wyborczego, różni się także tym iż, w przypadku Senatu, wyłania nie całą izbę, a jedynie jej część – ⅓ senatorów, którzy dobierani są co dwa lata na kadencją trwającą 6 lat. W przypadku zaś Izby Reprezentantów kadencja jest pełna, a cały skład kongresmenów i kongresmenek wybierany jest raz na dwa lata. W Senacie jednomandatowym okręgiem wyborczym jest cały stan, a w wyborach do Izby Reprezentantów poszczególne dystrykty funkcjonujące wewnątrz stanu i będące uzależnione liczbowo od jego ludności. Taki podział kadencji sprawia, że wybory parlamentarne przypadają dokładnie w połowie urzędowania najważniejszego organu w systemie, a więc prezydenta. Stąd określenie wyborów jako Midterm elections, a więc wyborów śródkadencyjnych czy po prostu połówkowych.
O co toczy się gra?
Amerykanie już w ten wtorek będą wybierać nie raz, nie dwa, a trzy razy. Po pierwsze w wyborach do Izby Reprezentantów, gdzie do “obsadzenia” jest 435 miejsc. Po drugie w wyborach do Senatu, które swoim zasięgiem obejmą 35 spośród 50 stanów, a w których wyłonionych zostanie 35 nowych senatorów, będą to: Waszyngton, Oregon, Kalifornia, Nevada, Idaho, Utah, Arizona, Kolorado, Dakota Północna, Dakota Południowa, Kansas, Oklahoma, Iowa, Missouri, Arkansas, Louisiana, Wisconsin, Illinois, Indiana, Alabama, Ohio, Kentucky, Pensylwania, Georgia, New Hampshire, Vermont, Nowy Jork, Connecticut, Maryland, Karolina Północna, Karolina Południowa, Floryda, Alaska i Hawaje. I po trzecie w wyborach lokalnych, gdzie wybiorą między innymi gubernatorów – te odbędą się w 36 stanach.
Kongres znów pod znakiem słonia?
Ostatnie wybory do Izby Reprezentantów, które dały większość Partii Republikańskiej odbyły się w 2016 roku, wtedy kiedy prezydentem został Donald Trump (247 do 194). Swoją większość w izbie GOP straciła jednak szybko, bo w pierwszych wyborach połówkowych w 2018 roku, kiedy na rzecz demokratów utraciła 41 głosów (199 do 235). Wcześniej warto zaznaczyć, że republikanie rządzili w kongresie od 2010 czyli przez 8 lat. W następnych wyborach w 2020 roku, kiedy prezydentem został Joe Biden, bez niespodzianek demokratom udało się utrzymać większość, ale w ogólnym rozrachunku głosów im ubyło, a większość oparta została na raptem 4 głosach (222 do 213). Tegoroczne wybory mogą utrzymać tendencję spadkową wśród demokratów i być dla konserwatystów okazją do powrotu za stery w izbie. Od dwóch lat przyczynia się do tego wiele kwestii, od pozornie błahych wpadek wizerunkowych Joe Bidena oraz Kamali Harris, przez labilną politykę jego administracji, aż po kryzys ekonomiczny, który coraz dotkliwiej dotyka przeciętnych Amerykanów. Wszystkie te czynniki sprawiają, że włos na którym wisi obecna większość w Izbie Reprezentantów z ogromną prawdopodobnością pęknie. Najnowsze sondaże wskazują, że spośród 435 okręgów republikanie mogą być pewni zwycięstwa (≥ 95% szans) w 200 z nich, a demokraci w 165. Z kolei duże szanse (≥ 75% szans) demokraci mają w 23 okręgach, a republikanie w 14 dystryktach wyborczych do kongresu. W ogólnym rozrachunku daje to już przewagę 214 do 188, a do rozdania nadal są jeszcze 33 mandaty i to zaczyna się prawdziwe liczenie, bo na przychylność (≥ 60% szans) republikanie liczyć mogą już w tylko 5 okręgach, a demokraci w aż 17, z kolei równe szanse na wygraną kandydaci obu partii mają w 11 dystryktach. O większości i stabilności rządów republikanów w Izbie Reprezentantów zadecydują więc 22 okręgi, z czego 5 które mogą większość dać, a 17 potencjalnie wzmocnić.

Bitwa o większość dla GOP rozegra się więc w 5 dystryktach wyborczych:
1. 27 dystrykcie wyborczym stanu Kalifornia: 2,4
Mike Garcia (R) 51,2%
Christy Smith (D) 48,8%
3. 3 dystrykcie wyborczym stanu Iowa: 1,4
Zach Nunn (R) 50,7%
Cindy Axne (D) 49,3%
2. 2 dystrykcie wyborczym stanu Arizona: 2,4
Eli Crane (R) 51,5%
Tom o’Hallen (D) 48,5%
4. 22 dystrykcie wyborczym stanu Nowy Jork: 2,4
Brandon M. Williams (R) 51,2%
Francis Conole (D) 48,8%
5. 7 dystrykcie wyborczym stanu New Jersey: 4
Thomas H Kean Jr. (R) 52%
Tom Malinowski (D) 48%

To oczywiście predykcje jednej ze stron agregującej sondaże wyborcze. Real Clear Politics, które jest bardziej przychylne republikanom w swoich obliczeniach wskazuje, że Ci liczyć mogą na 178 pewnych miejsc, 20 miejsc o dużych szansach i 30 przychylnych, co już daje im 228 głosów i to bez okręgów o równych szansach, których jest 33. Bez względu jednak na to, które sondażownie oraz strony je agregujące i uśredniające weźmiemy pod uwagę praktycznie pewnym jest, że GOP wróci za stery w Izbie Reprezentantów, niewiadomą pozostaje jedynie skala wygranej.
Republikanie biorą wszystko?
Niemal pewne zwycięstwo Partii Republikańskiej w Izbie Reprezentantów nie jest jednak takie oczywiste w wyższej izbie Kongresu USA. Obecnie rozkład sił jest równy, w stu osobowym senacie pięćdziesięciu senatorów mają zarówno demokraci jak i republikanie. “Niebieską” większość zapewnia jedynie wiceprezydentka Kamala Harris, która w przypadku remisu ma głos decydujący. We wtorek się to jednak bez wątpienia zmieni. W którą stronę? To takie pewne już nie jest. Wymianie podlegać będzie 35 senatorów, którym upłynęła 6 letnia kadencja, 21 z nich to republikanie, a 14 demokraci.
Gdzie toczy się gra?
Reelekcji może być pewny senator Marco Rubio z Florydy (R) oraz jego 16 republikańskich kolegów, tak samo jak i 8 demokratów, co daje rozkład 46 – 44 dla GOP. Niemal pewni wygranej są również J.D Vance w Ohio (R), Ted Budd w Północnej Karolinie (R), Ron Johnson w Wisconsin (R), Michael Bennet w Colorado (D) i Patt Murray w Waszyngtonie (D), co zmienia układ sił w następujący sposób: 49 – 46 dla republikanów. Tutaj jednak pojawia się problem, w grze pozostaje 5 niepewnych stanów: New Hampshire, Arizona, Pensylwania, Nevada i Georgia, w których wygrać może każdy.

W Georgii średnia przewaga Walkera (R) nad Warnockiem (D) wynosi raptem 0,4pp. W Pensylwanii republikański kandydat Mehmet Oz ma jeszcze mniejszą przewagę nad Johnem Frettermanem (D) wynoszącą jedynie 0,1pp. New Hampshire to z kolei 0,8pp przewagi Maggie Hassan (D) nad Donem Bolducem (R), Nevada “skłania się” ku Adamowi Laxaltowi (R), który w sondażach prowadzi z Catherine Cortez Masto o średnio 1,9pp, a w Arizonie zaś Mark Kelly (D) przegania Blake’a Mastersa (R) średnio o 1,0pp.
Układ na szachownicy
Przy takim układzie Partii Republikańskiej brakuje jedynie dwóch “miejsc” by osiągnąć większość. Kluczem do tego by odgadnąć, w którą stronę przechyli się szala w niepewnych stanach może być sytuacja ekonomiczna. W Nevadzie w ostatnim roku cena za galon paliwa wzrosła z 3,95$ do 4,95$, w Arizonie z 3,58$ do 4,25$, w Pensylwanii z 3,5$ do d 4,0$. W Georgii i New Hampshire ceny zostały na tym samym poziomie lub delikatnie spadły. Jednak dla przeciętnego amerykanina znacząco wzrosły także ceny podstawowych produktów, inflacja w tych pięciu stanach przekracza średnią krajową czasami nawet dwukrotnie. W Nevadzie wynosi aż 16%, w Arizonie 13%, a w Georgii przekracza 10%, w skali kraju jest to 8,2%.
Pensylwania z racji na swoje wysokie zurbanizowanie przypadnie raczej demokratom, tak samo jak niepewna, ale od lat bliższa im Arizona i New Hampshire. Z całej tej piątki decydujące okażą się więc dwa stany: Nevada i prawdziwy języczek u wagi, którym będzie Georgia. Stan w którym to w 2020 roku republikanie, na fali niezadowolenia rządami demokratów, sięgnęli po zwycięstwo po raz pierwszy od 2008 roku.
Amerykańskie wybory “samorządowe”
Oprócz wyborów do kongresu najbliższy wtorek będzie także zwieńczeniem kampanii wyborczej dla przyszłych lub mniej szczęśliwie niedoszłych gubernatorów stanowych. Amerykańskie wybory “samorządowe” odbędą się w 36 stanach. Bez wątpienia niebieska pozostanie Kalifornia, gdzie urzędujący gubernator Gavin Newsom, w wyścigu o stan, przegania republikanina Briana Dahle o ponad 21% (60,6% do 39,4%). Czerwona pozostanie zaś Floryda, gdzie potencjalny kandydat na prezydenta z ramienia Partii Republikańskiej Ron DeSantis prowadzi w sondażach stosunkiem 54,9% do 43,1%. W ogólnym rozrachunku, spośród 36 stanów, 14-15 z pewnością trafi w ręce demokratów, 17-18 zaś, z dużą dozą prawdopodobieństwa, kierować będą republikanie. Jak zwykle także i tutaj pojawiają się niepewności, dokładnie w trzech stanach. Na podstawie sondaży remis można wskazać w Wisconsin, Oregonie i Nevadzie.

Cóż tam, Panie, w białym domu? “Niebiescy” trzymają się mocno?
Chociaż przed Joe Bidenem jest jeszcze połowa kadencji, to na parafrazę pytania Czepca z Wesela Wyspiańskiego odpowiedzieć można tak samo jak w klasyku, bo Amerykanie mają dosyć Bidena tak samo jak Dziennikarz Chińczyków. Najnowsze sondaże nie pozostawiają suchej nitki na aktualnej administracji. Urzędujący prezydent cieszy się poparciem rzędu 43,7%, a jego rządy źle ocenia aż 53%. Joe Biden jest najgorzej ocenianym prezydentem w historii, a przynajmniej od czasu kiedy prowadzone są takie badania, a więc od 1945 roku. Dzierży on rekord pod względem approval rating, w którym jego najniższy wynik spadł nawet poniżej 38% poparcia, dokładnie do 37.9%, co jest wynikiem niższym niż poparcie Donalda J. Trumpa podczas zamieszek w Waszyngtonie i szturmu na Kapitol. Disapproval rating również nie pozostawia złudzeń w ocenie urzędującego prezydenta. W szczycie, dokładnie w 551 dniu jego prezydentury, wyniósł on aż 55,9%, raptem 0,2pp mniej od Donalda Trumpa podczas wtargnięcia przez jego wyborców i zwolenników na Kapitolu. Równie źle oceniana jest wiceprezydentka Kamala Harris, która liczyć może jedynie na 39,5% poparcia i aż 52% dezaprobaty jej aktywności.
Joe Biden bez wątpienia będzie musiał, niczym Chińczycy Wyspiańskiego, trzymać się mocno. Republikanie zapowiedzieli już, że jeżeli tylko przejmą władzę w Izbie Reprezentantów, to wobec urzędującego prezydenta zostanie wszczęta procedura impeachmentu. Jeżeli uda przejąć im się także Senat, to Joe Biden nie tylko zostanie przez nich upokorzony, ale być może nawet i odwołany.
Więcej o tym dlaczego już na początku tego roku notowania Joe Bidena wyglądały źle przeczytasz: