Wojna na Ukrainie jest poligonem dla nowych technologii oraz sprawdzania sprzętu w faktycznym boju, oficerowie oraz wojskowi attaché na żywo wcielają w życie taktyki wojskowe, co przekłada się również na rozwój i zmiany w doktrynach wojskowych. Już dzisiaj możemy śmiało mówić, iż artyleria nie odeszła do lamusa, a nawet staje się jednym z ważniejszych punktów przy tworzeniu planów bitewnych. Ukraińskie dywizje posiadające w swoich szeregach większą ilość artylerii od swoich Polskich odpowiedników, walczą z dużą skutecznością w sytuacjach, gdy przewaga ognia artyleryjskiego stoi po ich stronie. Dlatego Ukraińskie dowództwo naciska na kraje NATO, aby w pierwszej kolejności zaopatrywały armię Ukrainy w ten typ uzbrojenia. Szczególnie przydatne są wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet (np.: M270 MLRS i M142 HIMARS) i armatohaubice samobieżne, gdyż ich mobilność pozwala na uniknięcie ognia kontr- bateryjnego. Artyleria holowana (np. Haubica M777) pada ofiarą takiego ostrzału, ze względu na konieczność dłuższego rozkładania, a przede wszystkim składania. Dlatego artyleria – aby przetrwać – musi być szybka. Nowoczesne zestawy artyleryjskie potrzebują mniej niż dwie minuty, aby zatrzymać się, oddać kilka strzałów i ruszyć w drogę. Pociski są jeszcze w powietrzu, gdy samobieżny zestaw opuszcza miejsce, z którego strzelał. Na nasze szczęście armie NATO niemal nie używają artylerii holowanej, zostawiając jej niszowe zadania, czego nie można powiedzieć o Rosji i (niestety) armii Ukrainy.

AHS Krab
Nie można mówić o Polskim uzbrojeniu nie wspominając o tej perle naszej zbrojeniówki oraz wojska Polskiego. Skonstruowana na spolonizowanym podwoziu haubicy K9 Thunder, wykorzystująca brytyjskie działo L31A1 kal. 155 mm, Niemiecki silnik MTU oraz systemem dowodzenia i kierowania ogniem Topaz produkcji Polskiej. Krab osiąga prędkość 67 km/h, a jego zasięg ostrzału to 40 km. Wyróżniającym aspekt tej maszyny, to nie przekraczający 30 sekund czas potrzebny na opuszczenie stanowiska ogniowego po ostatnim wystrzale, pozwalający na uniknięcie ognia kontrbateryjnego, a nawet samego wykrycia.
Krab udowodnił podczas wojny na Ukrainie swoją skuteczność- celność ostrzału, szybkość opuszczania stanowiska, solidność (niska awaryjność) automatyzacja dowodzenia i kierowania ogniem, kompatybilność z amunicją np.: USA, elastyczność i efektywność współpracy z różnej klasy środkami rozpoznania sytuacji taktycznej oraz wygoda w użytkowaniu sprawiły, iż Ukraina zamówiła około 54 jednostki ogniowe, czyniąc to największym kontraktem eksportowym polskiego przemysłu zbrojeniowego od 30 lat. Krab zyskał znaczne uznanie nawet w mediach zachodnich, gdzie np.: “Sky News” zdecydowało się na reportaż o skuteczności naszej armatohaubicy. Problemem jest niestety wydolność Huty Stalowa Wola (produkującej kraby), która na ten moment jest w stanie wyprodukować jedynie 30 krabów rocznie, co nie pozwala na zaspokojenie potrzeb Ukrainy i Polski (co zmusiło wojsko Polskie do kupienia K9 Thunder).
Panzerhaubitze 2000

Niemiecka armatohaubica wykorzystywana w wielu armiach świata, takich jak Włochy, Grecja, Niemcy, Holandia, o zbliżonych parametrach do Kraba, gdzie PzH2000 ma mocniejszy silnik, ale wyższą wagę, co przekłada się na podobną prędkość obu maszyn. Wyróżniającym plusem PzH2000 ma być w teorii szybkostrzelność (6 strzałów na minutę do 10) i większy zasięg ognia w porównaniu do maszyn z lufą L31A1 kal. 155 mm. Wojna na Ukrainie wykazała jednak, iż jest to maszyna podatna na awarie, lufa szybko się zużywa, system ładowania armaty jest wadliwy, a Ukraiński ekspert wojskowy Ołeh Żdanow stwierdził, iż “(..) niemiecka [armatohaubica] nie okazała się zbyt dobra pod względem technicznym, jest bardzo delikatna i kapryśna w terenie i w warunkach aktywnych działań wojennych”. Dodatkowym problemem są same Niemcy, które wysyłają części zamienne do PzH2000, ale “zdarza się” im wysłać złe lub niepotrzebne części, utrudniając renowacje lub utrzymanie sprawności tych pojazdów.
Podsumowanie
Już dzisiaj Polska Grupa Zbrojeniowa może otwarcie mówić, że projekt Krab okazał się sukcesem, a PzH2000 będące opozycją dla dzisiejszego kraju zawiódł oczekiwania. Oczywiście, trzeba przyznać, iż nadal jest to maszyna nowoczesna, skuteczniejsza od Rosyjskich odpowiedników i generalnie szanowana konstrukcja. Jednak to, co udało się nam stworzyć na własnym podwórku, możliwość użytkowania i naprawy sprzętu bez ugrzęźnięcia w bagnie, jakie tworzy Bundeswehra, daje argumenty przemawiające za naszym wyborem. Inżynieria wojskowa nadal żyje w Polsce i miejmy nadzieję na jej rozwój, to samo tyczy się PGZ, tak aby nasze Pioruny, Borsuki i Kraby nadal mogły działać, a w przyszłości być eksportowane, nawet do krajów NATO.