O Konfederacji można powiedzieć wiele, jednak bez wątpienia nie można zarzucić jej nadmiaru spójności wewnętrznej. Nigdy wcześniej nie było to bardziej widoczne, jak po ponownej inwazji Rosji na Ukrainę, kiedy to starcia zaowocowały wyłamaniem się z partii KORWiN większości reprezentujących ją w parlamencie posłów. Ostatnie przetasowanie na stanowisku lidera partii założonej przez słynnego filozofa i teoretyka lekkiej pedofilii oraz pojawiające się od dłuższego czasu pogłoski o nieuniknionym, i niechybnym rozpadzie skrajnie prawicowej formacji wydają się być wstępem do kolejnego umocnienia się prawicy przez podział. Bez względu jednak na to, jaka przyszłość czeka polską skrajną prawicę i czy dzięki Sławomirowi Mentzenowi będzie można wreszcie sprzedawać na rogu ulicy ciepłe paróweczki z rynienki, warto byłoby przyjrzeć się genezie i historii konfliktów mających miejsce na ideowej prawicy.

Źródło: Adrian Grycuk / Wikipedia
Prawica i umacnianie się przez podział
Podziały mające swoje źródła zarówno w konfliktach personalnych, jak i ideologicznych, wydają się być główną przeszkodą dla osiągania w Polsce sukcesu przez skrajną prawicę oraz jej cechą charakterystyczną. Tak było na przełomie wieków, kiedy dopiero zjednoczenie pod szyldem Ligi Polskich Rodzin zaowocowało zdobyciem reprezentacji parlamentarnej przez ugrupowania narodowe i katolickie. LPR notowała wzloty, jak i upadki, zaś ostatni aktem dramatu była spektakularna porażka w przyspieszonych wyborach parlamentarnych w 2007 roku, w wyniku których znalazła się ona na marginesie polskiej sceny politycznej. Nie można jednak odmówić jej kierownictwu pewnej skuteczności w dążeniu do scaleniu początkowo w miarę luźnego konglomeratu prawicowych partyjek w byt, który można byłoby nazwać partią z prawdziwego zdarzenia. Z kolei podczas poprzedniej dekady, mogliśmy zaobserwować perypetie środowiska korwinistycznego – od sukcesu w eurowyborach, poprzez odsunięcie Korwina od władzy w Kongresie Nowej Prawicy, założenie nowej partii, nieudany mariaż polityczny z Pawłem Kukizem, aż po słynne 4,76% uzyskane jesienią 2015 roku. Równolegle miała miejsce próba uzyskania relewancji przez środowiska narodowe, które jednak poza gromadzeniem dziesiątek tysięcy ludzi na coroczny Marsz Niepodległości nie były w stanie osiągnąć większego sukcesu. Z kolei w kampanii prezydenckiej w 2015 roku mogliśmy także podziwiać w całej okazałości Grzegorza Brauna, startującego później do Sejmu z komitetu “Szczęść Boże”. Ostatecznie żadne ze środowisk, mające później stać się podwalinami Konfederacji nie odniosło trwałego sukcesu.
Chwiejna Konfederacja
Po 2015 roku wobec braku perspektyw na samodzielny sukces, jak i przy silnej pozycji Prawa i Sprawiedliwości, wraz z przystawkami, dążących do monopolizacji prawej strony polskiej sceny partyjnej, niejednokrotnie pojawiały się sugestie i pomysły wspólnego startu różnorodnych środowisk antysystemowej prawicy. Przez długi czas przeszkodą do tego była wzajemna niechęć (tutaj można przypomnieć słowa Korwina o gwoździu wbitym w mózg, który miał być nierozdzielnym przymiotem narodowców). Przełom miał nastąpić dopiero w 2018 roku. Wtedy to kierownictwo KORWiN i Ruchu Narodowego, w wyniku klęski obu ugrupowań w wyborach samorządowych, zdało sobie sprawę z definitywnego braku możliwości osiągnięcia samodzielnego sukcesu w wyborach, jak i z istotnego pokrewieństwa elektoratów. Projekt początkowo określany jako “Koalicja Propolska” poza wymienionymi dwoma głównymi partiami, skupił również środowiska Grzegorza Brauna, Piotra Liroya-Marca, Marka Jakubiaka i Kai Godek. Porażka w wyborach parlamentarnych poskutkowała przetrzebieniem szeregów, ale zarazem i konsolidacją projektu, którego następnym stadium było powołanie partii federacyjnej. Niewątpliwy sukces w wyborach parlamentarnych jesienią 2019 roku zdawał się sugerować, iż formacja ta ma przed sobą świetlaną przyszłość.

Pęknięcia wewnętrzne w całej swojej okazałości ujawniły się niedługo potem, podczas prawyborów, które miały wyłonić kandydata Konfederacji na fotel prezydenta. Teoretycznie najsilniejsze, środowisko korwinistyczne wystawiło do boju aż czterech kandydatów – samego JKM-a, Konrada Berkowicza, Artura Dziambora i Jacka Wilka. Z pozostałych liczących się kandydatów trzeba wspomnieć Krzysztofa Bosaka i Grzegorza Brauna. Pomimo podzielenia głosów paleolibertarian na aż czterech kandydatów, formuła głosowania poprzez elektorów umożliwiała ostateczne “przerzucenie” poparcia na jednego z nich. Zjazd, który miał wszystko rozstrzygnąć, przyniósł jednak zaskoczenie. Większość kierownictwa partii KORWiN zdecydowało się nie poprzeć Artura Dziambora, który spośród “ich” kandydatów uzyskał największe poparcie. Zamiast niego, z pary Braun-Bosak wsparto tego pierwszego. Powody takiej decyzji była dwa. Z jednej strony uznano poparcie Brauna za bezpieczniejszą opcję w celu niedopuszczenia do zwycięstwa Krzysztofa Bosaka, z drugiej zaś, Dziambor nie należał do “rdzenia” partyjnego i był częściowo postrzegany jako zagrożenie wewnętrzne. Ostatecznie intryga zaowocowała zwycięstwem Krzysztofa Bosaka, a fundamenty przyszłego rozłamu w partii Korwina zostały już położone.
Pęknięcia w posadach
Prorosyjskie wypowiedzi Korwina-Mikke po 24 lutego były kroplą, która przelała czarę goryczy i poskutkowała opuszczenia partii KORWiN przez Artura Dziambora, Dobromira Sośnierza i Jakuba Kuleszę, co zaowocowało powołaniem czwartej części składowej Konfederacji – Wolnościowców. Secesja ta nie zakończyła jednak konfliktu, dając pretekst do swojego rodzaju “działań odwetowych”. Kierownictwo KORWiN zakwestionowało prawo trójki swoich byłych posłów do zachowania czołowych miejsc na listach wyborczych w dotychczasowych okręgach, co wynikało z wcześniejszych ustaleń wewnętrznych na poziomie Rady Liderów – kierowniczego organu Konfederacji. Argumentacja jest prosta – porozumienie to zostało zawarte w sytuacji współistnienia trzech głównych podmiotów składowych, zaś wystąpienie z partii i powołanie do życia Wolnościowców przekreśla ten układ.
Bez względu na to, czy doktor ekonomii z Torunia wyprowadzi swoją partię z Konfederacji, czy konflikt uda się załagodzić lub ugasić i po której jego stronie opowie się znany z interwencji poselskich poseł Ziemi Rzeszowskiej, wydaje się iż wobec nadchodzącego kryzysu i spadku poziomu życia Polaków, który powinien przełożyć się na rosnące poparcie, największym wrogiem i przeszkodą “konfederatów” do osiągnięcia dobrego wyniku w przyszłorocznych wyborach są oni sami.
