Od lat globalny kapitalizm toczy choroba. Wzrost gospodarczy jest na ciągłym trendzie spadającym, podziały ekonomiczne zwiększają się, a jakość życia w rozwiniętym świecie spada. Kryzys ten pozwala na dojście do władzy szeregom populistów, którzy w trakcie swoich rządów również nie rozwiązują żadnych z wyżej wymienionych problemów, częściej zajmując się demontażem liberalnych instytucji oraz geopolitycznego porządku świata. Na widok tej katastrofy fotelowi rewolucjoniści podnoszą okrzyki o przepowiadanym końcu burżuazyjnego liberalizmu, podczas gdy wszelkiej maści przeciwnicy “współczesnej degeneracji” świętują upragniony upadek “globohomo”.

Fakty są jednak takie, iż kryzys, z którym mamy do czynienia najprawdopodobniej nie prowadzi ani do proletariackiej utopii, ani wielkiego przebudzenia narodowego. To, czego raczej możemy się spodziewać to ekonomiczna stagnacja, rozkład społeczeństwa, bieda i chaos. Co więc jest źródłem trawiącego globalną ekonomię problemu? Kryzys, który niczym domino powoduje lawinę następujących po sobie problemów – kryzys mieszkaniowy.
Kryzys wszystkich kryzysów
Od kilkudziesięciu lat na całym zachodnim świecie odnotowujemy ciągły wzrost cen mieszkań przy jednoczesnym ciągłym spadku ich podaży, szczególnie drastycznym od czasów Wielkiej Recesji z 2008. Polska odczuwa ten kryzys w stopniu mniejszym niż nasi zachodni sojusznicy m.in. dzięki niedawnemu boomowi w przemyśle budowlanym, który jednak, jak wskazuje 22% spadek ilości rozpoczętych planów budowy nowych mieszkań w 2022, zaczyna gwałtownie wyhamowywać. Biorąc pod uwagę całość danych z ostatnich 50 lat, trend również pozostaje spadający. W innych częściach świata sytuacja ma się jeszcze gorzej.
W Wielkiej Brytanii kilkadziesiąt lat temu mieszkania traktowane były przez Brytyjczyków jak każdy inny produkt konsumencki. Podobnie jak w przypadku lodówki, kuchenki czy mikrofali, zakup był rzadki, jednak filozofia wciąż polegała na dostarczeniu produktu konsumentowi w jak najlepszej jakości, po jak najniższej cenie. W tych czasach państwo również budowało wiele mieszkań, by rywalizować z prywatnymi deweloperami i utrzymywać niższe ceny. Wraz z początkiem polityki Thatcheryzmu jednak sytuacja się zmieniła. Rząd przestał budować mieszkania, gwałtownie obniżając podaż, co przyczyniło się do wzrostu cen i zmiany filozofii traktowania mieszkań jako produktu konsumenckiego na postrzeganie ich jako długotrwałą inwestycję, podobną do dzieł sztuki. Ich wartość stale rośnie ze względu na mniejszą podaż i ciągły popyt, tym samym ceny wynajmu idą nieprzerwanie w górę.
W taki właśnie sposób koszty mieszkania zajmują coraz większą porcję miesięcznego budżetu ogromnej ilości ludzi, co przekłada się na obniżenie ich jakości życia, problemy z oszczędnościami a co za tym idzie również większe ryzyko problemów finansowych w razie nagłej potrzeby pieniędzy oraz większe ryzyko popadnięcia w ubóstwo. Według wyliczeń zaprezentowanych przez brytyjską organizację charytatywną “Child Poverty Action Group” oraz fact-checkerów z organizacji “Full Fact” ok. 50% dzieci i ok. 20% dorosłych aktualnie znajdujących się w ubóstwie w UK, uniknęłoby tego losu, gdyby nie gnębiący kraj kryzys mieszkaniowy.
Ciężar na gospodarce
Szacuje się, iż gospodarka stanów zjednoczonych byłaby o 74% większa, gdyby nie wpływ tamtejszego kryzysu mieszkaniowego. Wielu może powiedzieć, że przecież mieszkania z dala od głównych centrów miast w Ameryce, czy wielu innych krajach wcale nie są takie drogie. Jednakże to właśnie te miasta są ekonomicznymi centrami każdego kraju, skupiają największą ilość miejsc pracy, służą jako centra transportu i handlu. Uniemożliwianie ludziom mieszkania w miastach poprzez wysokie ceny utrudnia im również bycie produktywnymi członkami społeczeństwa. Wiele utalentowanych osób, które mogłyby dołożyć swój istotny wkład w rozwój gospodarki, nauki i sztuki nie zrobi tego dlatego, że nie mogą pozwolić sobie na życie w pobliżu otoczenia, które by to umożliwiło. Od kilku lat wielu pracowników przemysłu technologicznego ma problemy z utrzymaniem mieszkania w pobliżu Doliny Krzemowej. Mimo to, nawet jeśli wciąż spora liczba osób jest w stanie pozostać w miastach to i ich pieniądze, które mogłyby zasilić ekonomię, poprzez wydatki na produkty konsumpcyjne zamiast tego odsysane są przez grupę właścicieli ziemskich. Ci z kolei, często akumulują sumy pieniędzy, które później nie zostaną wydane w takim samym czasie jak gdyby pozostały w kieszeniach przeciętnych pracowników i przedsiębiorców.
Jednak ciężar kryzysu mieszkaniowego na gospodarce na tym się nie kończy. Na inny problem z tym związany zwrócić uwagę może nieortodoksyjne podejście Finlandii do sprawy bezdomności i konsekwencje ich polityki. Krótko mówiąc, rząd tego kraju sfinansował budowę nowych mieszkań i po prostu… oddał je bezdomnym. Jaki był skutek tej polityki? Zapadek rynku mieszkaniowego? Zniszczenie instytucji własności prywatnej? Stada nierobów na utrzymaniu podatnika? Otóż nie. Zamiast tego, Finowie mogą cieszyć się niższymi podatkami. Jak to możliwe? Jak się okazuje, przeciętny bezdomny po otrzymaniu niedrogiego domu jest w stanie o wiele łatwiej znaleźć pracę i tym samym nie potrzebuje pomocy w formie zasiłków socjalnych czy schronisk dla bezdomnych. Dzięki temu przeciętny Finlandzki podatnik oszczędza ok. 15000 € rocznie za każdego bezdomnego, który otrzymuje własny dom.
Katastrofa demograficzna
Od lat kraje zachodu zmagają się z zagadnieniem spowalniającego wzrostu demograficznego. Problem ten jest szczególnie poważny w państwach starzejącej się Europy. Niektórzy obwiniają za ten stan rzeczy lewacką propagandę, degeneracje wartości rodzinnych czy nieodpowiedzialność młodych pokoleń. Każda z tych pozycji jest oczywiście oderwana od rzeczywistości. Badania pokazują, iż stanowcza większość kobiet w państwach rozwiniętych chciałaby mieć więcej dzieci niż aktualnie ma. Najczęściej 2 lub 3 co powinno przełożyć się na stabilny wzrost demograficzny. Mimo to większość rozwiniętych krajów nie jest w stanie osiągnąć tego wyniku. Jednym z głównych powodów jest właśnie kryzys mieszkaniowy.
Według badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii na każde 10% wzrostu ceny wynajmu przyrost naturalny spada o 5%. Szacuje się, że w latach 1996-2014 wzrost cen wynajmu powstrzymał tam narodziny ok. 157 000 dzieci. W 1976 w USA 37% domostw było zamieszkanych przez pary z dziećmi, jedynie 21% należało do osób samotnych. Dziś trend się odwraca. W roku 2022 jedynie 21% zamieszkanych jest przez pary z dziećmi, 28% zaś zamieszkiwanych jest przez osoby samotne. Przez rosnące ceny, coraz mniej ludzi jest w stanie utrzymać mieszkanie dość duże, by zdecydować się na wychowanie w nim potomstwa. 22% współczesnych amerykańskich domostw zamieszkują pary bezdzietne, z których wiele nie decyduje się na wychowanie ich jedynie ze względu na powody finansowe.
Zmiana klimatyczna
Niektórych może to zdziwić, jednak fakty są takie, iż przedmiejskie domki z ich zielonymi ogródkami są statystycznie o wiele bardziej niszczycielskie dla środowiska niż betonoza miast. Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest fakt, iż mieszkańcy takowych przedmieść wszędzie dostawać muszą się samochodem. Oddalone od centrów miejskich i oraz linii zbiorowego transportu, a także większości centrów handlu, oraz miejsc pracy, domki zmuszają ich właścicieli do ciągłego jeżdżenia, przekładającego się na tony gazów cieplarnianych emitowanych do atmosfery. Tym samym prowadząc do zmian klimatycznych, a w rezultacie problemów dotyczących np. agrokultury czy masowych migracji.
Innym problemem z tym związanym jest zużycie energii. Oddalenie od siebie przedmiejskich domów sprawia większe problemy z ich ogrzewaniem oraz dostarczeniem do nich energii niż w przypadku gęstych budynków mieszkalnych. Okablowanie i rury muszą ciągnąć się dalej w przypadku przedmieść i co za tym idzie, zwiększa to koszty ich utrzymania. Przedmiejskie ogródki często składające się jedynie z wykoszonej trawy również zużywają spore ilości wody. Przykładowo problem w przypadku Las Vegas był na tyle duży by administracja miejska zwyczajnie, zakazała ich posiadania. Fakt ten jest szczególnie ważny ze względu na rosnące zapotrzebowanie na wodę na naszej coraz cieplejszej planecie.
Zdrowie społeczeństwa
Istnieje dosyć niezwykła korelacja między tym, jak Holendrzy zarządzają swoją przestrzenią miejską oraz faktem, iż są jednym z najmniej otyłych narodów w Europie. Ze względu na to, że większość Holendrów mieszka w miastach o zagęszczonych dzielnicach mieszkalnych, ich sklepy i miejsca pracy często znajdują się w odległości spaceru, co sprawia, że ludzie po prostu więcej chodzą. Fakt, iż większość Holendrów decyduje się więc docierać do sklepów czy pracy piechotą lub na rowerze przenosi się na zdrowsze społeczeństwo oraz obniża emisje dwutlenku węgla. Według międzynarodowych badań życie w gęsto zaludnionej dzielnicy, w pobliżu lokalnych przedsiębiorstw oraz w odległości spaceru wobec najbliższego centrum rekreacyjnego jak park miejski może obniżyć odsetek otyłości w społeczeństwie o odpowiednio: 9%, 8,3% i 8,4%. Wobec coraz głośniejszego problemu tycia obywateli państw rozwiniętych, co również przekłada się na większe przytłoczenie naszych systemów opieki zdrowotnych, być może warto zastanowić się nad tymi rozwiązaniami.
Geopolityczna niestabilność
Przez ostatnie kilka lat wiele krajów rozwiniętych zmaga się z falą populizmu, odnowy politycznego ekstremizmu i polaryzacji społecznej. Tak ten problem również może być powiązany z kryzysem mieszkaniowym. Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii pokazują, iż w regionach, których mieszkańcy doświadczyli większego wzrostu cen wobec zarobków, byli bardziej skłonni głosować za Brexitem. Sprawa ma się podobnie we Francji, gdzie w takich regionach częściej znajdziemy wyborców Marine Le Pen i jej Zgromadzenia Narodowego. Niedawny sukces lewicowo-nacjonalistycznej partii Sinn Fein w Irlandii również może być przypisany jako skutek kryzysu mieszkalnego.
Konsekwencje są jasne, polaryzacja społeczeństw i stopniowe osłabienie liberalnego porządku świata a tym samym zbudowanej na nim stabilności geopolitycznej, sojuszy i kooperacji międzynarodowej na zachodzie przez falę nacjonalistycznych populistów obiecujących rozwiązania problemów toczących społeczeństwo, które to sami najczęściej jedynie pogłębiają.
Wnioski
Podsumowując kryzys mieszkaniowy, jak widać leży u podstaw wielu współczesnych problemów dręczących społeczeństwa państw rozwiniętych. Rozwiązanie go jest tym samym jednym z najważniejszych celów, jakie powinni postawić przed sobą współcześni politycy. Sposób jest jeden, podniesienie podaży mieszkań. To jak wprowadzić ten plan w życie to pytanie, które często może zależeć od kontekstu polityki i ekonomii danego kraju. W niektórych państwo może osobiście zabrać się za dostarczenie nowych mieszkań na rynek, w innych może to zrobić przez facylitację budowy mieszkań prywatnych np. poprzez narzędzia takie jak podatek od wartości gruntu, niektóre kraje mogą zdecydować się na zastosowanie obu rozwiązań naraz. Jedno jest jednak pewne, coś zrobić trzeba i to jak najszybciej, gdyż im dłużej choroba ta toczy nasze społeczeństwa, tym bardziej zbliżamy się do niczego innego niż chaosu i upadku nadziei na lepszą przyszłość.
Źródła
Change in Common Household Types in the U.S.