“Pierwsza” rosyjska agresja na Ukrainę, przeprowadzona na początku 2014 roku w sposób bezpośredni wpłynęła na klimat polityczny w Europie. Jedną z bardziej widocznych konsekwencji, szczególnie na polskiej scenie politycznej, była “epidemia” rzucania wzajemnych oskarżeń o bycie “ruskimi agentami”, która tylko nasiliła się w ostatnim czasie. Mniej lub bardziej jawne działanie na rzecz realizacji rosyjskich interesów na kontynencie europejskim zostało przypisane już chyba każdemu, w zależności od interesów politycznych, czy osobistych antypatii. Bez względu na to, co ostatecznie uznamy za postępowanie sprzyjające władzom w Moskwie, można śmiało wymienić wśród państw unijnych dwóch “faworytów” do zdobycia złotego medalu w tym niezbyt chlubnym konkursie – Niemcy i Węgry. Ten drugi przypadek jest o tyle bardziej interesujący w świetle prowadzonej przez państwo polskie w ostatnich latach polityki pod hasłem “Polak, Węgier, dwa bratanki”.

Orban, a sprawa polska
Nie da się ukryć, iż przez ostatnie lata, polski rząd znajdował się zazwyczaj w opozycji wobec głównego nurtu polityki europejskiej, której bieg nadawały decyzje podejmowane w Berlinie i Paryżu. Odosobnienie Polski w tej sprawie szczególnie widoczne było w zakresie polityki wewnętrznej, z naciskiem na zmiany dokonywane przez obóz rządzący w polskim sądownictwie. W tych samych okopach, co my, znajdował się jeszcze rządzący Węgrami nieprzerwanie od 2010 roku Viktor Orban, wobec którego Bruksela wysuwała podobne zarzuty, dotyczące pragnienia podporządkowania sobie władzy sądowniczej. Wspólna walka w eskalującym konflikcie o praworządność zaowocowała zbliżeniem pomiędzy rządami obu państw i stawianiem tez o sojuszu pomiędzy nimi.
Po eskalacji przez Rosję konfliktu na Ukrainie i całkowicie różnej reakcji rządów Polski i Węgier na wydarzenia na wschodzie, polskie władze zdystansowały się od Orbana, unikając jednocześnie jednoznacznego potępienia i odcięcia się od niedawnego partnera. Prawda jest jednak taka, iż w oczach węgierskiego premiera ta relacja była czymś więcej niż tylko “taktycznym sojuszem”, jak próbowano to w Polsce przedstawiać w ostatnim czasie. Warto zwrócić uwagę na bliskość ideologiczną obu rządów, które wspólnie bojkotowały ledwie kilka lat temu próbę wprowadzenia systemu relokacji imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, czy też akcentowały rolę religii katolickiej w życiu społecznym. Jednocześnie trzeba sobie zdawać sprawę, iż na polu strategicznym, silnie antyrosyjski i jednocześnie skłócony z Niemcami rząd polski nie był nigdy dla “obrotowego” Orbana partnerem “na dobre i na złe”, o którego względy trzeba stale zabiegać i z którego zdaniem trzeba specjalnie się liczyć. Dość wspomnieć niesławne głosowanie nad ponownym wyborem Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej, czy szczyt Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, na który nie pojechał przedstawiciel państwa polskiego, ze względu na trwający wówczas kryzys w bilateralnych relacjach między Warszawą, a Tel Awiwem.
Węgier, Niemiec, dwa bratanki

O ile polityka Węgier, jak i Polski wobec władz unijnych w Brukseli przez lata zdawała się być zbieżna, o tyle znaczne różnice występowały w polityce wobec Niemiec, pomimo iż Berlin jest głównym partnerem handlowym obu wymienionych państw. Wbrew akcentowaniu w retoryce potrzeby budowy silnych, krajowych przedsiębiorstw, na drodze ku samowystarczalności Węgier, rządzący Fidesz wiele zrobił na rzecz realizacji interesów niemieckich korporacji. Udział sektora motoryzacyjnego, zdominowanego przez niemieckie przedsiębiorstwa, w PKB Węgier sukcesywnie rósł w czasie rządów Viktora Orbana. Nie byłoby to możliwe bez liberalizacji prawa pracy, w tym niesławnej “ustawy niewolniczej” zwiększającej liczbę nadgodzin, ulg podatkowych, czy też rządowych dotacji. Nie bez powodu naddunajskie państwo bywa czasem określane jako “montownia Niemiec”.
Jednak poza związkami z niemieckim biznesem, przez długi czas relacja Fidesz z największą gospodarką Europy miała też podłoża polityczne. Partia Orbana do niedawna należała do Europejskiej Partii Ludowej – tej samej rodziny politycznej, co niemieckie CDU i CSU. Właśnie te związki biznesowo-polityczne przez długi czas pozwalały Orbanowi na pobłażliwość ze strony zarówno Brukseli, jak i Berlina. Nie da się ukryć, iż w ostatnich latach uległy one pewnemu ochłodzeniu, wraz z zawieszeniem Fidesz w prawach członka EPL oraz jego późniejszym z niej wystąpieniem, czy też w ostatnich dniach – wraz z uruchomieniem przez Brukselę wobec Węgier mechanizmu warunkowości. Pomimo tych perturbacji nie można zapominać, iż Orban dalej cieszy się pewną sympatią w niemieckich kręgach politycznych i biznesowych.
It’s just good business…?
Rząd w Budapeszcie korzystając z pozytywnych relacji z Moskwą, blisko współpracuje z państwem rosyjskim w zakresie energetyki. Nikt nie ukrywa, czemu Węgrzy zawdzięczają tani gaz. Nie bez znaczenia pozostają również rosyjskie inwestycje w budowę reaktorów nuklearnych dla Węgier. Jest to zasługa rozpoczętej po objęciu władzy przez Fidesz nowej polityki wschodniej, której głównym elementem jest otwarcie na Rosję. Jak jednak wszystko na tym świecie i to ma swoją cenę, zmuszając niejako naddunajską republikę do niewystępowania przeciw Rosji i powstrzymywania się od krytyki w jej kierunku. Pomimo tego, gdyby na tym kończyła się współpraca Budapesztu i Moskwy, można by uznać, że nie wykracza ona poza zwykły pragmatyzm i próbę balansowania pomiędzy wschodem, a zachodem. Nie trzeba być jednak zbytnio spostrzegawczym, by dostrzec, iż współpraca ta sięga dużo głębiej.
Orban wielokrotnie wyrażał uznanie do nieliberalnej formy sprawowania władzy oraz chwalił Putina za jego styl rządów i wizerunek twardego, niezależnego od zachodnich ośrodków władzy polityka. Nie bez znaczenia dla obecnej polityki Węgier pozostaje też inny aspekt ideologiczny, który może mu zapewnić tylko bliska relacja z Rosją. Pomimo upływu ponad 100 lat od jego podpisania, Traktat w Trianon nadal kładzie się cieniem na naddunajskiej republice. W jego wyniku państwo węgierskie utraciło 2/3 terytorium, jak i populacji, zaś poza jego granicami znalazły się miliony Węgrów. Do dziś ta trauma jest żywa w umysłach wielu Węgrów, zarówno tych w kraju, jak i poza jego granicami. Pod tym względem, bliskie relacje z Rosją, państwem “odradzającym się” po upadku na początku lat 90. i oficjalnie uzasadniającym swoje działania na Ukrainie potrzebą ochrony praw mniejszości rosyjskiej wydają się naturalne, z ideologicznej perspektywy. Nigdzie indziej, niż na Ukrainie do dziś mieszka około 150 tysięcy Węgrów. Orban, pozycjonujący się jako obrońca narodu węgierskiego, tak w kraju, jak i poza jego granicami, przez wiele lat akcentował potrzebę walki o prawa do ich autonomii kulturowej. Po objęciu władzy umożliwił nawet wielu z nim nabycie obywatelstwa węgierskiego i udział w wyborach węgierskich, a także wielokrotnie podkreślał potrzebę poszerzenia ich praw, co spotkało się z dezaprobatą władz ukraińskich. Również w przededniu rosyjskiej eskalacji konfliktu, w lutym tego roku, węgierski minister spraw zagranicznych zasugerował, iż ewentualna węgierska pomoc dla Ukrainy może być uzależniona od poprawy statusu węgierskiej mniejszości narodowej. Tak więc w kontekście konfliktu rosyjsko-ukraińskiego trzeba pamiętać nie tylko o pewnej prorosyjskości Węgier, co i antyukraińskości.
Węgry ponad wszystko
Viktor Orban już nie raz dał się poznać jako polityk niestroniący od kontrowersyjnych decyzji, jak i wypowiedzi, o ile uznawał je za konieczne do wzmocnienia i wydłużenia swojej władzy. W obliczu sprzecznych opinii na temat polityki prowadzonej przez jego partię, należy mieć na uwadze, iż decyzje, które są podejmowane w Budapeszcie w założeniu mają być podporządkowane interesowi Węgier, a przynajmniej temu, w jaki sposób interes Węgier jest tam definiowany.