8 lat. Tyle wytrzymał kosztujący 290 milionów złotych stadion Jagiellonii Białystok, który otrzyma wkrótce niezbędną dla funkcjonowania kroplówkę w postaci 250 milionów złotych. Oprócz tego Wisła Kraków dostanie podobną pomoc w ramach przygotowań do Igrzysk Europejskich. Jak wygląda proces planowania budowy i użytkowania polskich stadionów miejskich i dlaczego nie może być lepiej?
“Miasta organizujące Euro 2012 muszą wziąć na siebie główny wysiłek budowy stadionów, a rząd – tam, gdzie będzie to niezbędne – będzie je wspierał”. Gdyby w tym cytacie Donalda Tuska zamienić słowo rząd na kluby, prezesi czy też zarządy przedstawiałoby ono w pełni aktualny obraz sytuacji infrastruktury polskiej ekstraklasy.

Każdy zagraniczny piłkarz udzielający swojego pierwszego wywiadu po dołączeniu do nowego klubu w kraju nad Wisłą, gdy zostaje zapytany o to, co wie o naszej, rodzimej lidze wybiera jedną z trzech opcji:
- Jest to siłowa liga.
- Każdy może wygrać z każdym.
- Atmosfera polskich stadionów jest wyjątkowa.
Śmiało, można powiedzieć, że polskie areny obok wyżej wymienionych cech stały się wizytówką polskiej ligi. Nie ma w tym niczego złego, sztukę zawijania średniej jakości produktów w luksusowy papierek udało się nam dopracować do perfekcji. Jednak czy tak naprawdę jest się czym chwalić? Sama zawartość jest tematem na inną dyskusję, warto jednak prześwietlić także papierek, czy jest on eleganckim wedlowskim sreberkiem, czy też został wyjęty właśnie ze śmietnika. W tym celu wyruszymy na tournée po całej Polsce, odkrywając problemy i bolączki krajowych stadionów w celu wyciągnięcia wniosków.
Szczecińskie koszty
Stałym elementem poprzedzającym tego typu projekt jest przetarg mający na celu wyłonienie firmy, która podejmie się tego zadania. Problem pojawia się, gdy plan przeznaczony do realizacji nie pokrywa się z rzeczywistością w kontekście, chociażby finansowym. Boleśnie o tym przekonali się w Szczecinie. Cena pierwotnego projektu w procesie negocjacji wzrosła o 30%, ostatecznie zatrzymując się na poziomie 364 milionów złotych. Tyle samo kosztował stadion Legii Warszawa, jednak należy zwrócić uwagę, że na Łazienkowskiej zmieści się niewiele ponad 30 tysięcy osób, tymczasem w Szczecinie na trybunach będzie mogło zasiąść maksymalnie 20 tysięcy. Dodatkowo firma, która ostatecznie została zatrudniona, wcześniej pracowała nad 3 z 4 obiektów utworzonych na potrzeby Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że w przypadku podobnego projektu co tutaj, bazującego na przebudowie istniejącej areny w Poznaniu, wykonawca dał się zapamiętać zdecydowanym przebiciem wstępnego budżetu. Miasto nieprzygotowane na taki wydatek przeciągało budowę i grało na zwłokę. Zaowocowało to tym, że projekt stworzony w połowie 2013 roku doczeka się realizacji dopiero w bieżącym roku, oczywiście, jeżeli nie będzie żadnych nieprzewidzianych komplikacji.
Zabrze dalej czeka
Szczecin czeka od 2013 roku, ale przynajmniej sympatycy portowców mogą się pocieszać, że nie jest u nich aż tak źle, jak w Zabrzu. Klub z Górnego Śląska czeka bowiem już 11 lat, aby móc podziwiać swój obiekt w pełnej krasie. Te potężne opóźnienia związane są z zerwaniem umowy z pierwotnym wykonawcą firmą Polimex-Mostal, która w związku z niewywiązywaniem się z ustaleń została odsunięta od projektu. Aby rozwiązać ten problem, nie postawiono jednak na nowego wykonawcę, który miałby dokończyć pracę za Mostostal, a zdecydowano się niespodziewanie podzielić cały projekt na drobne kawałki i osobno rozpisać przetargi na każde z zadań. W wyniku tego przenikliwego ruchu stracono około 30 milionów złotych, a 4 trybuna dalej nie została wybudowana. Według najnowszych doniesień magistrat ma zamiar sfinalizować ją z okazji tegorocznego jubileuszu stulecia miasta. Warto było czekać?
Krakowski koszmarek projektowy
Stadion Wisły Kraków to prawdopodobnie największa porażka konceptualna na taką skalę w polskiej lidze. Początkowo w 2004 plan zakładał zbudowanie mniejszego obiektu. Jednak, aby mieć szansę stać się jedną z aren Euro 2012, naniesiono poprawki w celu zwiększenia pojemności do 33 130 miejsc. Przy Reymonta ostatecznie reprezentacja nie zagościły, a zmiany okazały się niezwykle kosztowne. Z czasem zaczęły pojawiać się również liczne problemy konstrukcyjne. W tej kosztującej 640 milionów złotych budowli przeciekał dach, miały miejsce problemy z oświetleniem, a cały system teletechniczny był wadliwy. Jednak od momentu pojawienia się problemów finansowych najstarszej drużyny w Polsce pieniędzy na remont nie było, ponieważ samo jego użytkowanie stało się bardzo kosztownym problemem. Okazja pojawiła się w tym roku z uwagi na mające miejsce w Krakowie Igrzyska Europejskie, dzięki którym obiekt ten otrzymał 90 milionów na potrzebne renowacje. Ciężko jednak powiedzieć, czy korekty, które mają nadejść, pozwolą na dłuższą metę utrzymać go w dobrej kondycji, czy też skazany jest on na niekończącą się spiralę problemów.
Gdańskie pustki
Średnie wypełnienie trybun na Stadionie Energii Gdańsk mogącym pomieścić 41 620 osób wynosi 12%. W zasadzie można by na tym zakończyć, jednak warty podkreślenia jest fakt, że w tym akapicie mógłby znaleźć się prawie każdy zespół, który nie jest w pierwszej trójce pod względem widzów. W przypadku budowy stadionów, jak wskazują przykłady, koszty rosną wykładniczo, a różnica między areną na 15 tysięcy osób za 50 milionów (Kielce), a trzydziesto tysiącznikiem w Warszawie za 380 milionów jest zauważalna. Przez ostatnie 10 lat w Gdańsku jedynie 3-krotnie udało się przekroczyć barierę 30 tysięcy oglądających. Na meczu z okazji otwarcia, a następnie dwukrotnie przy potyczkach z Legią . Gdański obiekt powstał na potrzeby Euro 2012, ale zarówno on, jak i Tarczyński Arena we Wrocławiu stanowią teraz żywe świadectwo, że nie warto budować stadionów mających 5 razy większą pojemność niż średnia frekwencja twojej drużyny.
Dam jednemu, dam drugiemu w Łodzi nie ma problemu.
Co jest gorsze od jednego klubu, któremu trzeba wybudować stadion? Dwa takie kluby. Budowanie praktycznie symultanicznie dwóch aren w łodzi (Widzew 2015-2017 ŁKS 2012-2022) stało się wizytówką całego procederu rozdawnictwa pieniędzy dla polskiej ligi. Żeby być uczciwym, nie jest to nasza regionalna przypadłość. Niemcy, Anglia, Hiszpania, na próżno doszukiwać się tam przypadków dzielenia się. Spoza tego schematu wymykają się Włosi. Mediolan, kiedyś Turyn, Rzym są wspólnie okupowane przez tamtejsze ekipy. Czyli jednak się da. Umiejętność ta byłaby nad wyraz przydatna w momencie, kiedy stadion miejski jest sponsorowany przez samorząd. Z pozytywów, na ten moment pierwszy z ukończonych obiektów w Łodzi wygląda na lepiej zaplanowaną budowlę od wcześniej tu wspomnianych tworów, a i frekwencja jest lepsza pomimo gry w 1 lidze.
Ile tak naprawdę warta jest promocja miasta?
W każdym z wcześniejszych punktów pojawiały się liczby od kilkudziesięciu do kilkuset milionów złotych. Są to duże kwoty, jednak wydawane są przecież na rzecz wizytówek swoich miast. Piłka nożna to najpopularniejszy sport w Polsce, a dochód z dnia meczowego służy całemu miastu i napędza ruch. Kraków postanowił więc sprawdzić, jak te słowa przekładają się na liczby. Gdy w 2019 roku znajdująca się na skraju zapaści finansowej Wisła Kraków poprosiła o wsparcie miasto, radni sięgnęli po kalkulatory i wyliczyli, ile mogą zaoferować Białej Gwieździe w zamian za jej usługi na rzecz miasta. Kwota, jaką zaproponował Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, za reklamę na spodenkach, opiewała na 300 000 złotych. Dla porównania dług zespołu wyniósł wtedy ponad 40 milionów. Czy ta suma była intencjonalnie zaniżona, czy też nie, jest to nadal grubo poniżej kwot dofinansowań wielu pozostałych zespołów z budżetów miejskich.

Podsumowanie
Wszystkie wspomniane wyżej problemy dla niektórych znikają w momencie wybrzmienia pierwszego gwizdka w niedzielne popołudnie. Każdy problem przy budowie, nadprogramowy milion, który trzeba dorzucić do pieca, nie jest istotny, ponieważ możemy się pochwalić stadionami na miarę zachodniej piłki. Pytanie, czy nie da się tego zrobić po prostu lepiej? Czy trzeba reagować alergicznie na każde znamię krytyki w stronę inwestycji piłkarskich? Można tak jak prezydent Truskolawski wyzywać otoczenie od komunistów, a potem z uśmiechem na ustach wydawać 250 milionów na popsuty projekt, bo przecież po pierwsze UE pokryje PRAWIE połowę tych kosztów, a po drugie piłeczka musi chodzić, a fakt, że kibice dojechać na ten obiekt mogą tylko własnymi środkami, bo komunikacji miejskiej jak nie było, tak nie ma przemilczmy. Zamiłowanie Polaków do piłki nożnej nie jest niczym złym i jeśli taka wola suwerena to nie byłoby żadnego problemu, ale jak już chcemy wydawać te miliony, z budżetu miasta, z Unii Europejskiej czy też na kredyt, to przynajmniej róbmy to porządnie.
Bardzo dobry artykuł!
Jak zawsze od redaktora Bartosza Wolnego.