Pomysł znalezienia się przeróżnych partii opozycyjnych na jednej liście wyborczej powraca jak bumerang i za każdym razem towarzyszą mu wielkie emocje po obu stronach sporu politycznego w Polsce. Ze względu na trwającą przez ostatnie tygodnie z różnym natężeniem medialną prozjednoczeniową ofensywę zarówno ze strony największej partii opozycyjnej, jak i środowisk medialnych jej przychylnych, warto by przypomnieć historię (jak do tej pory) jedynego skutecznego wystawienia do weryfikacji wyborczej zjednoczonej listy opozycyjnej oraz zastanowić się nad możliwością powtórzenia takiego projektu.

NOWA NADZIEJA
Ledwie kilka miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego odbyły się wybory samorządowe, w których PiS nominalnie zwyciężył, niemniej wynik wyborczy partii rządzącej pozostawił pewien niedosyt. Przede wszystkim rozczarowaniem były wyniki w dużych miastach, gdzie mobilizacja przeciwników PiS w wielu przypadkach pozwoliła na zwycięstwo popieranych przez opozycję kandydatów już w pierwszej turze. Liderzy opozycyjni zdawali się liczyć na powtórzenie tego samego kilka miesięcy potem.
Wybory europejskie w Polsce zawsze cechowały się niską frekwencją, co mogło być poważnym problemem dla PiS, którego sukcesy opierają się na maksymalnej mobilizacji konkretnych grup społecznych. Dodatkowo wyborcy PiS niekoniecznie mogli być zainteresowani wyborami do ciała ustawodawczego ,,wyimaginowanej wspólnoty”, którego funkcja, zakres kompetencji, czy też znaczenie nie są zbyt zrozumiałe dla przeciętnego obywatela.
Zjednoczenie opozycji od SLD, przez KO, po PSL, z udziałem mniejszych ugrupowań, pod szyldem Koalicji Europejskiej miało być pierwszym krokiem do pokonania Zjednoczonej Prawicy jesienią tego samego roku w wyborach parlamentarnych.
IMPERIUM KONTRATAKUJE
Obóz władzy nie pozostał bierny. Strategia PiS na te wybory w gruncie rzeczy była dla tej partii chlebem powszednim. Założenia były bardzo proste – maksymalna mobilizacja własnego elektoratu i jednoczesne dążenie do zdemobilizowania elektoratu przeciwników. Najważniejszym narzędziem do osiągnięcia tego pierwszego było przedstawienie słynnej ,,piątki Kaczyńskiego”, która w istocie nie była programem typowym na wybory europejskie.
Drugi element był obliczony przede wszystkim na przejęcie i/lub demobilizację wyborców PSL i konserwatywnego skrzydła PO poprzez rozerwanie spójności przekazu Koalicji Europejskiej w kwestiach światopoglądowych. W tym zakresie po raz pierwszy na taką skalę PiS wykorzystał problematykę LGBT.
Stratedzy PiS nie przeliczyli się. Koalicja Europejska miała problem przedstawić pozytywny, konstruktywny i konkurencyjny przekaz. ,,Piątka Kaczyńskiego” zmieniła reguły gry. Wybory europejskie nagle stały się wyborami krajowymi, a PiS jako partia władzy miała monopol na dysponowanie budżetem w celu wprowadzania złożonych obietnic w życie.
Istotę sytuacji dobrze ilustrują słowa ówczesnego przewodniczącego SLD, Włodzimierza Czarzastego, wypowiedziane na konwencji KE:
,,I nie pytajcie nas, czy mamy lepszy czy gorszy program niż PiS. My mamy tolerancję, my mamy uśmiech, mamy w sobie żar, chcemy wygrać […]”.
Włodzimierz Czarzasty, Konwencja Koalicji Europejskiej, 2019 r.
Wybory zakończyły się spektakularnym zwycięstwem obozu władzy i miażdżącą porażką projektu zjednoczeniowego, który niedługo później został zakończony.
POWRÓT JEDI?
Pomijając milczeniem trudną do poważnego potraktowania sytuację związaną z przedstawieniem projektu ,,Koalicji 276”, temat zjednoczonej listy opozycyjnej powrócił w ostatnich tygodniach z inicjatywy Donalda Tuska. Bez względu jednak na prawdziwe intencje lidera Platformy Obywatelskiej, któremu większość pozostałych liderów opozycyjnych zarzuca chęć podporządkowania swoich ugrupowań PO, problemy związane z ewentualnym powołaniem podobnego projektu na następne wybory parlamentarne zdają się narastać.
Poprzednio, wyłączając tzw. ,,plankton”, wspólna lista po lewej stronie sięgała do SLD. Dziś jednak zamiast SLD mamy Nową Lewicę, której działacze o korzeniach w Wiośnie niezbyt dobrze kojarzą się większości wyborcom PSL. Kiedy zaś doda się do tego Lewicę Razem, można uzyskać mieszankę wybuchową.
Ostatnie sondaże zdają się wskazywać, iż tym razem demobilizacja wyborców na obu skrzydłach projektu nie byłaby tak duża, jednak warto wspomnieć, iż wiosną 2019 roku sondaże nie przewidziały skali porażki KE i zwycięstwa PiS. Z drugiej strony, nie da się ukryć, iż (już nie tak bardzo) Zjednoczona Prawica boryka się z kilkoma kryzysami na raz. Niemniej mówienie o ,,końcu PiS-u” może być co najmniej przesadzone, biorąc pod uwagę iż partia Jarosława Kaczyńskiego już nie raz wygrzebywała się z sytuacji podbramkowej.
Nie bez znaczenia pozostaje też kwestia stosowanego w wyborach parlamentarnych systemu przeliczania głosów na mandaty, który premiuje zdobywcę największej ilości głosów. W jakim formacie ostatecznie partie opozycyjne staną do następnych wyborów? Z całą pewnością to pytanie jeszcze przez wiele miesięcy będzie na ustach komentatorów i badaczy polskiej sceny politycznej.
Zjednoczenie opozycji, bez względu na ostateczną ,,szerokość” takiej listy zdaje się nieść ze sobą równie silne szanse, jak i zagrożenia. Nawet w przypadku startu z więcej niż jednej listy, ich ostateczny kształt pozostaje pod znakiem zapytania. Polski system partyjny wciąż dotykają istotne zmiany – powstania nowych partii, zjednoczenia i podziały.
Czy Konfederacja znajdzie się na jednej liście z Solidarną Polską? Czy Gowin, Hołownia i PSL utworzą stabilny, centrowy blok? Czy Agrounia poprowadzi polską wieś do boju? Czy Lewica umocni się przez podział? Aby uzyskać odpowiedzi na te i inne pytania pozostaje uzbroić się w oczekiwanie i uważnie obserwować dynamikę partyjną.